Wstęp z naszej strony może mało udany, ale 30latek zgrabnie wybrnął z sytuacji :)
Wschodzące Gwiazdy: Dlaczego zacząłeś blogować i co zatrzymało Cię w blogosferze na tak długi czas? - w formularzu zaznaczyłeś, że blogujesz już jakieś 20 lat (łał :P). Mógłbyś opowiedzieć historie swoich pierwszych blogów? Jak to wyglądało?
Emil: 20 lat? Chyba chodziło bardziej o to, że piszę od 2000 roku gdy okazało się, że Internet jest w stanie znieść wszystko - w tym także moją radosną twórczość.
Pytanie wydaje mi się źle skonstruowane - 13 lat temu blogosfera nie istniała u nas jako zjawisko socjologiczne. Więcej prawdy będzie w stwierdzeniu, że część osób (do której zaliczałem się ja) zaczęła zgłębiać tajemnice html`a, co pozwalało tworzyć swoje pierwsze strony www. Oczywiście wyglądało to wszystko jakby ktoś dał pijanej małpie tępą siekierę w nadziei, że małpiszon wyrzeźbi dzieło kalibru Venus z Milo, ale takie właśnie były początki stron, na których człowiek umieszczał swoje przemyślenia.
O ile można mówić o jakimkolwiek blogu - pierwszym miejscem gdzie systematycznie publikowałem wpisy, była strona postawiona gdzieś na Republice. W momencie, gdy nie istniała jeszcze społeczność blogerska, ba, nawet nikt nie myślał, że takie zjawisko może się pojawić, odbiorcami treści byli głównie najbliżsi znajomi.
Prawdziwe blogowanie na platformie do tego przeznaczonej, zaczęło się jakoś w 2002, może w 2003 roku. Blog zaczął być odwiedzany przez ludzi spoza naszego kółka wzajemnej adoracji, pojawiały się osoby z zewnątrz, można powiedzieć, że dopiero wtedy pisząc wiedziałem, że moje słowa mogą trafić do zupełnie obcych mi odbiorców.
Zdarzało się skakać z bloga na blog - poprzedni zamykać, kolejny otwierać, miało to zapewne podkreślać jakieś etapy życia które kolejno po sobie następowały. Całe szczęście - większość z nieistniejących już blogów mam pozrzucane na dysk, więc niekiedy zerkamy na zapiski sprzed 10 lat zastanawiając się z Najwspanialszą-Z-Żon, jakim to sposobem mając za młodu we łbie tak toksyczny mętlik - nie dokonałem jakiegoś masowego mordu, czy nie latam po przykościelnym parku machając obnażonym śmigłem przed zakonnicami.
Pozostaje jeszcze udzielenie odpowiedzi na jedno pytanie - "dlaczego zacząłem pisać". Czy ja wiem.. Wydaje mi się, że czasami jakieś trybiki pod czaszką nie układają mi się tak jak powinny, przez co część historii, wspomnień, dialogów, przybiera tak specyficzne (dla niektórych osób zabawne) formy, że szkoda by było zmarnować je gdzieś w niepamięci. Jeśli mnie bawią dwie starowinki sprzeczające się o to, który wikary jest seksowniejszy i pewnie ma większy... różaniec, to dlaczego miałbym nie dać okazji innym ludziom do pośmiania się moich obserwacji?
WG: No i masz, pierwsze pytanie i poległam. Spojrzałam w złą tabelkę, ale i tak wypada się wymigać z błędu więc powiem, że sprawdzałam Twoją czujność ;) Jasne, że chodziło mi o rok 2000 ;)
Jakie masz podejście do tak rozwijającej się blogosfery? Tak jak napisałeś - w momencie, kiedy zakładałeś pierwszego bloga nawet nie myślałeś o tym, że to wszystko przerodzi się w coś większego. Myślisz, że postęp który dotknął nas, blogerów, i który po części zapoczątkował tzw. wyścig szczurów, jest dobry? Nie ma co się oczukiwać - osoby, które zakładają blogi, chcą przemówić do większego grona odbiorców, z różnych powodów, często dla zarobku i korzyści materialnych.
E: Blogosfera - ani ziębi, ani parzy. Czy czuję się członkiem blogosfery? Nie dążę do tego, prędzej jestem kwalifikowany jako członek tej wspólnoty. W końcu mam bloga, świadomie prowadzę go wg jakiegoś planu, nawet mam brele na ryju, tyle że nie zerówki i nie Ray Bany. Wyciągając wnioski z dwóch poprzednich zdań - niech blogosfera sobie będzie, niech istnieje, byle nie narzucała ludziom szablonów, schematów zachowań, mody na takie a nie inne prowadzenie blogów.
Człek jest zwierzęciem stadnym - łączymy się w grupy posiadające jakiś wspólny mianownik. Z jednej strony pozwala to na wymianę doświadczeń, z drugiej niesie zagrożenie dla indywidualności jednostki.
Zerkam czasami na wydarzenia, iwenty czy jak to się tam z angielska zwie, wiążące się z blogerami i widzę, że niestety cholernie często blogerzy zamiast skupić się w rozmowach nad faktyczną wartością blogów - ich treścią, chwalą się kto ma większe słupki i ile paczek przypraw dostał od sponsora. No ja pierdolę.
Gdy ludzie zaczynali pisać blogi, dzielili się tym, co działo się w ich wnętrzach. Srał to pies, czy chodziło o zakochaną w konisiu 12latkę której zrobił przykrość stajenny nazywając kochanego kucyka "zapchlonym kurduplem", nie jest ważne, czy na blogu uzewnętrzniał się zrozpaczony 15 latek który o życiu wie już wszystko, więc po maratonie z jedną płytą KATa postanawia wylewać swoje żale o niesprawiedliwości dziejowej i pierdzielić o nadziei, że kiedyś przyjdzie Mroczny Pan i pochłonie wszystko i zostanie tylko Kononowicz i jego sweterek. Myślę, że tamte nieporadne, naiwne wpisy miały w sobie większy potencjał emocjonalny niż wiele notek ludzi brylujących dziś na blogosferowych salonach. Naprawdę, autentyczniejszy wydaje mi się żal dysortografiicznej 12latki od zwyzywanego konisia, niż zachwyt kolejnej ikony mody nad darmową próbką lakieru do paznokci.
Nie mam jednak żalu do blogerów brnących w stronę czerwonego dywanu i sponsorów. Taki mają sposób na życie, mają do tego prawo, ja to szanuję. Warto się jednak zastanowić, czy nadal taki człowiek jest blogerem? To, że publikuje swoje opinie na platformie blogowej nie czyni z niego blogera tak samo, jak ze mnie nie zrobi gastrologa zeżarcie kilograma drobiowej wątróbki z jabłkami.
Aha, Najwspanialsza-Z-Żon nadaje mi zza pleców, że mam sporo o Niej wspominać udzielając odpowiedzi na pytania, więc zaznaczę: najlepszą wątróbkę z jabłkami robi moja Niewiasta :)
WG: Mówią, że trzeba czytać dużo książek, żeby mieć dobrze rozwiniętą wyobraźnię i żeby bez problemu tworzyć zdania złożone. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem? Czytasz dużo książek? Jakie czytasz najchętniej? Określasz siebie jako osobę, która jest humanistą czy bardziej nadajesz się do obliczeń i logicznego myślenia - ścisły umysł?
E: Z tymi zdaniami złożonymi to mam problem. Już w szkole podstawowej polonistka targała mnie za uszy z powodu mojego uwielbienia do budowania zdań wielo-wielo-wielokrotnie złożonych. Czy niekontrolowany rozrost wyrażeń wynikał z ilości pochłanianych przeze mnie książek? Być może. Czytałem, nadal staram się dużo czytać, odnajdowałem i nadal odnajduję w tym przyjemność. Nie wyobrażam sobie życia bez zakurzonych książek poupychanych gdzie tylko się da. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak działa umysł człowieka, który wychował się jedynie na filmach nie dotykając nigdy nawet Antygony czy Łyska z pokładu Idy.
Książki to część naszej tradycji, której najlepszą pielęgnacją jest brnięcie przez kolejne strony historii tworzonych lata, dziesięciolecia, czy nawet wieki temu.
Uwielbiam wracać do klasyki, do lektur, uwielbiam na nowo poznawać problemy które już analizowałem jako nastolatek - niesamowite jest, jak z wiekiem czytelnika zmienia się odbiór książki, na jak odmienne płaszczyzny książkowych wydarzeń człowiek zwraca uwagę mając lat -naście i -dzieści. Oczywiście nie siedzę jedynie nad pozycjami rodem ze szkolnej biblioteki - z chęcią pochłaniam współczesnych autorów. Teraz pewnie powinienem zarzucić kilkoma nazwiskami... zamiast tego napiszę w taki sposób: wybieram autorów, którzy mi gwarantują, że po przeczytaniu książki będę ją odkładał myśląc: " o ja pierdolę, to było niezłe".
WG: Apropo jedzenia i Najwspanialszej-Z-Żon. Zdaniem faceta - jaka powinna być prawdziwa kobieta? (łiiii, tyle miejsca na opisanie swojej jedynej żony ;) )
E: Gdybyśmy żyli w średniowieczu - odpowiedź byłaby prosta: ma mieć czym oddychać, na czym siedzieć i ma mieć silne uda żeby dała radę pług pociągnąć.
A całkiem poważnie - pytanie tak bezsensowne, że równie dobrze mogłoby dotyczyć pogody za oknem albo mojego stosunku do wpływu zmian geopolitycznych bliskiego wschodu na kształt łodygi mniszka lekarskiego rosnącego pod oknem Józefy K., wieloletniej działaczki koła gospodyń wiejskich w Bobrogoliwiu Dolnym.
Prawdziwa Kobieta... Każda Kobieta jest prawdziwa, tylko czasami niektóre Niewiasty nie wiedzą, jak uzewnętrznić swój pierwiastek damski. Najważniejsze, żeby zasypiając/budząc się rano, facet mógł szczerze uśmiechnąć się na widok swojej wybranki.
...bo jeśli na widok partnerki czyni znak krzyża, albo spluwa przez lewe ramię, to oznacza że coś poszło nie tak.
WG: Po części liczyłam na taką odpowiedź. Choć myślę, że każde pytanie ma sens, bo każde ma coś na celu. Moje na przykład miało dowieść to, jak bardzo cenisz sobie swoją prywatność.
I szczerze mówiąc trochę mnie wybiłeś z rytmu, bo miałam przygotowane następne pytanie, ale teraz nijak by się miało do całości.
I szczerze mówiąc trochę mnie wybiłeś z rytmu, bo miałam przygotowane następne pytanie, ale teraz nijak by się miało do całości.
Zatem pójdźmy w trochę inną stronę:
Jak traktujesz znajomości, które miały swój początek w Internecie? Nie uważasz, że ludzie pomału zatracają granicę między światem realnym a virtualnym?
E: Patrząc na siebie jakoś nie widzę różnicy pomiędzy znajomościami, które wywodzą się z Internetu a tymi mającymi początek w świecie realnym. Podczas studiów lwią część czasu spędzałem na podróżach, zlotach, spotkaniach z ludźmi poznanymi na czatach. Naturalnym było i nadal jest dla mnie to, że znajomość internetowa z czasem przekształca się w kontakt osobisty.
Być może faktycznie - ludzie porzucają świat realny na rzecz budowania grona przyjaciół tylko i wyłącznie wirtualnych, ale to już chyba zaczynam postrzegać jako pewien rodzaj zaburzenia. W końcu zamiast spotkać się osobiście z drugim człowiekiem, rozmówca podaje mu tylko i wyłącznie stworzony przez siebie obraz osoby, który nie musi się pokrywać z rzeczywistością. Z czego to wszystko wynika? Z kompleksów? Obawy przed kontaktem osobistym? Nie wiem...
...myślę nad tym tematem 2gi dzień i coś mi się nasunęło.... Być może źródłem tego zjawiska 'wirtualizacji znajomości" jest fakt, że nawet w Internecie forma zaczyna być ważniejsza od treści? Gdy zaczynałem się bawić czatami, bardziej przypominały one kanały irc`owe. Nie było miejsca na obrazki, kolorki, <piwo> czy zdjęcia w avatarach. Poznawaliśmy się tylko i wyłącznie dzięki tekstowi, zapisowi naszych myśli, opinii i wrażeń. Może właśnie dzięki temu bez żadnych kompleksów mogliśmy przenosić znajomość do świata realnego - podstawą kontaktu była rozmowa, a nie średnia ocen 9.98/10 pod zdjęciem kaczego dziobu nad sraczem.
Dziś, gdy podstawową formą komunikacji staje się obraz, wymagane jest wpasowanie się w aktualnie obowiązujący kanon piękna(?). Charakter, wiedza i samodzielne myślenie są wypierane przez wypięte dupska 'dorosłych' 15latek i bluzy jp100% (o ile mama nie widzi). Nie każdy odnajduje swoje miejsce w tej rzeczywistości, więc łatwiej stworzyć wyimaginowaną postać wpasowującą się w otoczenie, niż przyznać, że nie pasuje się do 'normy'. W świecie realnym tak się nie da - życie szybko weryfikuje takie pozerstwo. Internet daje już o wiele większe pole manewru. A jeśli udało nam się stworzyć lubiany profil online - po co przenosić się znów do życia realnego? Online jest fajniej, online wszyscy mnie lubią, online jestem kimś lepszym. I tak to się toczy...
WG: Jakiś rok temu zdecydowanie rzadziej publikowałeś nowe posty na swoim blogu. Jesteś w stanie określić dlaczego tak? Brak czasu w tamtym okresie? Brak weny? A może fakt, że zdobywasz coraz więcej nowych czytelników w pewien sposób Cię uskrzydla i motywuje do częstrzego pisania?
E: Nie jest tak, że przyrost Czytelników jakoś wybitnie sprzyja częstotliwości pisania. Fundamentem większości notek jest to, co dzieje się w moim otoczeniu. Bez osobliwych wydarzeń nie mam bazy do budowania fabuły. Nie mając wypoczętej mózgownicy, nie jestem w stanie pokazać naszej codzienności w innej, ciekawszej, dla niektórych Czytelników zabawnej formie. Cholernie dużo zmiennych musi przyjąć odpowiednią wartość, by coś we łbie zaskoczyło i zaowocowało wpisem.
Jeśli faktycznie ten rok jest bardziej płodny blogowo - powinienem się cieszyć, bo oznacza to, że jestem w lepszej emocjonalnej formie i mam siły oraz zasoby czasowe które mogę pożytkować na pisanie.
WG: A jaki jest Twój stosunek do osób, które czytają Twojego bloga i do osób komentujących to co piszesz? Cieszysz się z każdego kolejnego obserwatora i z każdego nowego komentarza czy raczej po prostu przyjmujesz to do wiadomości i myślisz "no ok, spoko"?
E: Z jednej strony bardzo cieszy jakakolwiek reakcja ze strony Czytelnika. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z negatywną, czy pozytywną opinią, jest to jakieś zaangażowanie osoby, która poświęciła swój czas na przeczytanie tekstu.
Staram się jednak mieć dość spory dystans do komentarzy/opinii, które mogłyby mieć wpływ na to, a jaki sposób piszę. Z jednej strony staram się przyjmować do wiadomości sugestie i pomysły, jednak z drugiej powtarzam sobie bez ustanku: "ale rób dalej swoje tak jak robisz, bądź taki, jaki naprawdę jesteś, nie naginaj się pod Czytelnika bo stracisz swój charakter".
Z pewnością to, co przekazują mi czytelnicy wpływa w jakiś sposób na mnie. Jednak staram się, by na pierwszym miejscu był swego rodzaju egocentryzm, może nawet autokratyzm? Wszak blog to moje miejsce, ja je kształtuję i chcę by było takie jak ja. Godzę się jednocześnie z tym, że nie wszystkim to odpowiada - ale czy ktoś kogokolwiek zmuszał do czytania moich wypocin? Chyba bardziej zależy mi na autentyczności niż na potencjalnie utraconych Czytelnikach.
WG: Miałeś okazję spotkać się z którymś ze swoich czytelników? Na blogu pisałeś, że można spotkać Cię na Woodstocku. Ktoś Cię poznał i odważył się podejść?
E: Ze spotkania Woodstockowego nic nie wyszło - tam trochę zagina się czasoprzestrzeń, więc koniec końców nie było jakoś miejsca, czasu, okazji. Zrezygnowałem z podawania godziny i lokalizacji gdzie będzie można mnie złapać.
Czasami spotykam / poznaję kogoś, kto miał kontakt z blogiem zanim mnie poznał osobiście. Lubię zdziwienie na twarzach takich osób - niekiedy wydaje mi się, że spodziewały się kolesia wyglądającego jak Jaskier z Wiedźmina, a tu ani gęsiego pióra, ani zwojów pergaminu pod pachą... O ile Jaskier nosił pergaminy.. Nie pamiętam, on chyba bardziej śpiewał niż pisał?
W każdym razie: odnoszę czasami wrażenie, że ludzie spodziewają się radosnego śmieszka sypiącego z rękawa dowcipami. A tak nie jest - najnormalniej w świecie bywam nudny, o ile nawet nie irytujący.
I mimo wszystko staram się trzymać ludzi na odległość.
WG: To, że ludzie postrzegają Cię w tak pozytywny sposób jaki opisałeś, to efekt uboczny kreowania własnego bloga i własnej przestrzeni w sieci czy właśnie tego chciałeś? - tego, żeby ludzie myśleli, że Ty to przede wszystkim Emil, przy którym nie można się nudzić i który wygrał życie swoim poczuciem humoru?
E: Czy na pewno postrzegają w taki sposób - o to już trzeba zapytać Czytelników.
Jeśli tak się dzieje - jest to z pewnością efekt nie tyle świadomego kreowania postaci 30latka, co dobór z premedytacją takich a nie innych tematów wpisów. Nie, nie chcę stwarzać pozorów, że 30latek jest facetem z którym się nie nudzisz, zawsze ma dobry humor etc. Nie ukrywam, że nie zawsze jest zabawnie, czasami z Najwspanialszą-Z-Żon potrafimy się zdrowo pożreć, ale czy nie na tym polega życie? Faktem jednak jest, że dobierając temat kolejnych notek, decyduję się na te, które zaowocują zabawnym wpisem. Bardziej zależy mi na budowaniu bloga, który dzieli się czymś co powoduje uśmiech. Nie chcę, by 30latkowy blog był miejscem, gdzie skąpani w smutku i zadumie roztrząsamy problemy współczesnego świata. To każdy z nas ma dzień po dniu, walcząc z rachunkami, obowiązkami, problemami, itd itd.
Zresztą - myśląc egoistycznie - nie wiem, czy by mnie bawiło pisanie o tym, jak to Pani Sprzedawczyni na mnie źle spojrzała i mam teraz doła i pies mnie nie kocha, a NzŻ pewnie zrobi na obiad kalafiora zamiast świni i umrę w cierpieniach i jestem najsmutniejszym koniem na świecie.
WG: I ostatnie pytanie: czujesz się jak Wschodząca Gwiazda?
E: Nie. Gwiazdą godną uwagi niech będzie blog.
Ja tam sobie będę cicho siedział za nim, żeby od czasu do czasu wrzucić jakiś post.
***
Przypominam, że każdy może wziąć udział w projekcie i poczuć się w roli "gwiazdy". Wystarczy poczytać o tym jak to działa i zapoznać się z regulaminem.